niedziela, 15 września 2013

ODESZA - If There's Time

chillsoundsgoodmusic
Do premiery najnowszej EP-ki ODESZY pt. "My Friends Never Die" pozostały dwa dni, zespół podgrzewa więc atmosferę pokazując światu kolejny pochodzący z niej track. Zarówno poprzedni utwór duetu, jak i opisywany "If There's Time" sprawiają, że nie możemy doczekać się wtorku.

"If There's Time" to utwór zdecydowanie spokojniejszy i bardziej "chillujący" od poprzedniej produkcji. Poza różnicą w tempie i stylu utworu, znów mamy do czynienia z fenomenalnymi elektronicznymi brzmieniami, które sprawiają, że ODESZA wyrasta na jeden z lepszych bandów aktualnej sceny elektronicznej.

Podobnie jak w przypadku "My Friends Never Die", track możecie pobrać za darmo.



Grupę znajdziecie tu:

Stylust Beats - R.Y.F.S.O.

chillsoundsgoodmusic
Dzisiejszą niedzielę rozpoczynamy od mocnego, elektronicznego uderzenia w postaci długo oczekiwanego debiutanckiego albumu Stylust Beats. Ukrywający się pod tą ksywką Geoff Reich swoją przygodę z muzyką rozpoczął w 1998 roku, jako hip-hopowy DJ, szybko jednak przerzucił się na produkcję własnych utworów. Do tej pory Stylust Beats dorobił się mnóstwa remixów, jednej EP-ki i czterech mixtape'ów. Wszystkie jego produkcje były bardzo dobrze przyjmowane zarówno przez krytyków, jak i coraz liczniejszą grupę fanów. Nic dziwnego więc, że w świecie mocnej elektroniki na "R.Y.F.S.O." czekano z niecierpliwością. Tytuł albumu to skrót od "Rip Yer Fuckin' Sleeves Off", radzę więc uważać na swoje bluzki i koszule.

Na album składa się 10 tracków, które w uproszczeniu zakwalifikować można do dwóch gatunków, jakimi są dubstep oraz trap. W zasadzie każdy z utworów jest produkcją przemyślaną, perfekcyjnie dopracowaną i co najważniejsze, wpadającą w ucho. Nie będę jednak ukrywać, że nie każdy utwór przypadł mi do gustu równie mocno. "R.Y.F.S.O." rozpoczyna się bardzo mocnym otwarciem w postaci "Power Surge", które powinno z miejsca zachęcić do przesłuchania płyty każdego wielbiciela dubstepu. Wybór tego utworu na intro był decyzją idealną, gdyż jest perfekcyjnym wstępem do tego, co dzieje się później, ponadto świetnie spełnia swoją rolę - wzbudza chęć przesłuchania całego albumu. Dlatego z przykrością stwierdzam, że już chwilę później mina mi nieco zrzedła - "Baby I'm A Pro!" to track głęboko osadzony w trapie, a więc gatunku, do którego nie pałam zbytnią miłością. Jestem jednak pewien, że miłośnicy psychodelicznych dźwięków będą w siódmym niebie, a sam nie jestem w stanie nie docenić ciekawego zabiegu polegającego na oparciu utworu na arabskich rytmach - jest świeżo i ciekawie. Podobnie jest zresztą w przypadku następnego "Blotter Acid", w którym jednak nad trapem przeważać zaczyna dubstep, a arabskie klimaty zamieniamy na dźwięki rodem z horroru rozgrywanego w transylwańskim zamku Draculi. Kolejne trzy tracki to utwory, które określić mogę mianem "wyższych stanów średnich" - ciężko przyczepić się do jakiegokolwiek ich elementu, jednak wiem, że za rok nie będę już nawet o nich pamiętać. Na szczęście cztery ostatnie utwory to moim zdaniem majstersztyk produkcji elektronicznej. Rozpoczynając od "Sleeveless Jumpoff", które swoimi funkowo-hip-hopowymi zapożyczeniami ujęło mnie od pierwszego przesłuchania, przez "Maybe I'm Dreamin'", w którym rap wkracza na pierwszy plan, po utrzymane w klasycznym stylu "Dreamscapes" ze świetnie dopasowanym wokalem Saratonin - te utwory to zdecydowanie najlepsza część "R.Y.F.S.O.", pokazująca wysoką klasę Geoffa. Płytę zamyka "At Night", które spisuje się jako outro równie dobrze, jak utwór otwierający album.

Stylust Beats na pewno nie zrewolucjonizuje tym albumem elektronicznej sceny. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to propozycja, której miłośnicy cięższej elektroniki nie mogą sobie odpuścić. Przemawia za tym również fakt, że "R.Y.F.S.O." pobrać możecie z soundclouda Geoffa za darmo. Zachęcam więc do samodzielnego zapoznania się z albumem, ja podrzucam moje trzy ulubione tracki.

"Sleeveless Jumpoff (with Wick-It The Instigator)"



"Dreamscapes (ft. Saratonin)"



"Maybe I'm Dreamin' (ft. Emotionz)"


Stylust Beats znajdziecie tu:
facebook
twitter
oficjalna strona

poniedziałek, 9 września 2013

Wild Child - Crazy Bird

chillsoundsgoodmusic
Wild Child to indie-folkowa grupa z Austin w Texasie. Zacząć powinienem od tego, że indie-folkowa jest tylko z nazwy, bo zespół ma talent do wplatania w oparty na folku podkład zapożyczeń z wielu innych gatunków. Po wydaniu w 2010 roku albumu "Pillow Talk" i zdobyciu kilku znaczących nagród, zespół na dłuższy czas zamilkł. Na szczęście właśnie wraca.

"Crazy Bird" to utwór, który powinni pokochać wszyscy gustujący w alternatywnych, folkowych rytmach. Jeżeli tylko zmienimy islandzkie korzenie na teksańskie, a całości nadamy odrobinę więcej delikatności, nie będzie wielką przesadą, jeśli powiem, że Wild Child przynoszą nam to, co rok temu zapewnili ludzie z Of Monsters And Men. W dodatku robią to w równie sympatyczny i nienachalny sposób. Jest to jeden z tych tracków przy których ciężko się nie uśmiechnąć i nie zagwizdać pod nosem wraz z członkami zespołu.

Track zapowiada drugi album grupy pt. "The Runaround", którego premiera zapowiedziana jest na 8-go października. Jeżeli sądzicie, że "Crazy Bird" to jedyne czym Wild Child będą mogli się pochwalić, to jesteście w błędzie - miałem okazję posłuchać longplaya przed premierą i zapewniam, że jest na co czekać.


Wild Child znajdziecie tu:

wtorek, 3 września 2013

Missing Children - The Core

chillsoundsgoodmusic
Missing Children to sześcioosobowy zespół z Sydney grający alternatywnego rocka. Grupa nie ma zbyt bogatej dyskografii, jednak wkrótce wszystko może się zmienić, gdyż na październik tego roku zaplanowana jest premiera ich EP-ki pt. "Thirst". Jeżeli tylko będzie ona wypełniona utworami, takimi jak "The Core", to o Missing Children powinniśmy usłyszeć jeszcze nieraz.

"The Core" to track, który nieustannie przywodzi mi na myśl dawne The Cranberries. Klimatyczny, przepełniony dźwiękami wielu instrumentów utwór, na czele którego stoi fantastyczny głos wokalistki grupy - Sophii jest w pewien sposób filmowy - w dobrym tego słowa znaczeniu. Budowane przez cały track napięcie sprawia, że czekamy na to, co będzie dalej, a i po punkcie kulminacyjnym nie czujemy się zawiedzeni. Fani "starego, dobrego grania" powinni być w siódmym niebie.


Missing Children możecie szukać tu:

Soulcrate - Shot In The Dark (ft. Grieves)

chillsoundsgoodmusic
Soulcrate z Dakoty Południowej to już doświadczone hip-hopowe trio i choć w sumie do dziś nie udało im się przedrzeć do mainstream'u (może to i lepiej), to na swoim koncie mają już pełno nagrań, wśród których do najważniejszych zaliczyć należy EP-kę "The Kick Rocks Collection" i album "The Heartland Panic".

Dziś miała miejsce premiera ich najnowszej płyty, zatytułowanej "Welcome Back From Wherever You've Been". Z tej okazji Soulcrate udostępnili światu również drugi singiel pochodzący z tego longplay'a. Mógłbym wiele pisać o tym, jak dobry jest ten utwór, ale wiem, że nie muszę. Panie i Panowie - przed Wami "Shot In The Dark", w którym gościnnie udziela się Grieves.



Soulcrate szukajcie tu:
facebook
twitter
oficjalna strona

niedziela, 1 września 2013

Silent Rider & Camille Corazón - Black Crown

chillsoundsgoodmusic
Silent Rider to indie-popowa grupa z Nowego Jorku, na której czele stoi Reed Kackley. Zespół może pochwalić się kilkoma bardzo dobrymi remixami, a także wydanym rok temu albumem "Silent Rider", na którym znajdziemy takie perełki jak utwory "All That You Know" czy "Beggar". Możecie to zresztą sprawdzić sami, gdyż płyta jest udostępniona do darmowego pobrania, np. na oficjalnej stronie zespołu.

Dziś bierzemy jednak na tapetę najnowszy utwór grupy, który powstał w wyniku współpracy z Camille Corazón. Zaproszenie wokalistki było bardzo dobrym posunięciem, gdyż to właśnie jej delikatny, nienachalny wokal stanowi 50% wartości utworu "Black Crown". O pozostałą połowę też jednak nie musicie się martwić - track pod względem muzycznym i produkcyjnym również nie zawodzi - dźwięki typowe dla alternatywnego popu mieszają się tu z "chillującymi", elektronicznymi brzmieniami, tworząc piękną, baśniową, a jednocześnie trochę tajemniczą całość. Zaryzykuję stwierdzenie, że to jeden z trzech najlepszych utworów Silent Rider. Oby tak dalej!


Silent Rider znajdziecie tu:
facebook
twitter
oficjalna strona
soundcloud

Przeminęło z wiadrem #2: Titiyo

chillsoundsgoodmusic
Lato 2001 roku - miałem 11 lat, moim jedynym zmartwieniem było to, czy uzbieram pełen album naklejek z rogalików Pokemon, a w radiach nieustannie leciało "Come Along", które bardzo wtedy lubiłem, choć głównie ze względu na występującą w teledysku amerykańską ciężarówkę. W drugim odcinku cyklu "Przeminęło z wiadrem" skupię się na karierze Titiyo, o której dziś pewnie niewielu już pamięta.

Titiyo Yambalu Felicia Jah urodziła się 23 lipca 2013 roku w Szwecji. Spoglądając na jej rodzinne koneksje, można było domyślać się, że Titiyo wybierze karierę wokalistki - jej siostrą przyrodnią jest Neneh Cherry, a przyszywanym bratem Eagle-Eye Cherry. Ojczymem artystki jest natomiast znany amerykański trębacz jazzowy - Don Cherry. Kariera Titiyo rozpoczęła się w 1989 roku, gdy wydała swój pierwszy singiel - "Man On The Moon". Utwór pochodzący z jej debiutanckiej płyty przyniósł jej popularność w rodzinnym kraju. Zarówno pierwszy album, jak i jego następca, odniosły w Szwecji sukces czyniąc z Titiyo miejscową gwiazdę. Później jednak nastąpiła stagnacja, a powrót na szczyt list przebojów miał nastąpić wraz ze zmianą reprezentowanego przez wokalistkę stylu na pop-rockowy.

Wydany w 2001 roku utwór "Come Along", zwiastujący album o tym samym tytule, z miejsca podbił szwedzki rynek muzyczny, szybko zdobywając popularność również w pozostałych krajach Europy. Track przykuwał uwagę wpadającym w ucho refrenem oraz wykorzystaniem charakterystycznego gitarowego riffu. "Come Along" w wielu europejskich krajach stał się jednym z przebojów wakacji i do dziś pozostaje najpopularniejszym utworem szwedzkiej wokalistki.



Titiyo zniknęła z ogólnoeuropejskiego rynku muzycznego równie szybko, jak się na nim pojawiła. Na fali popularności "Come Along" umiarkowany sukces odniósł jeszcze utwór "1989", później jednak kariera szwedzkiej wokalistki zwolniła, a w zasadzie zatrzymała się. Przez siedem lat Titiyo milczała, a jedyną oznaką życia było wydanie w tym czasie kompilacji największych przebojów.



Co w takim razie sprawiło, że Titiyo nie stała się jedną z typowych "one-hit wonder"? Powrót na szczyty list przebojów zapewnił wokalistce Kleerup, który zaprosił ją do współpracy przy utworze "Longing For Lullabies". Wydany w 2008 roku melancholijny dance-popowy utwór nie podbił może całego świata, jednak cieszył się bardzo dużą popularnością w Europie. W mojej opinii "Longing For Lullabies" to jeden z lepszych utworów ubiegłej dekady, do którego z chęcią wracam.



Kolejne wydarzenia to jednak pewnego rodzaju powtórka z rozrywki. Pomimo sukcesu "Longing For Lullabies", wydany w tym samym roku album "Hidden" zdobył popularność jedynie w rodzinnym kraju artystki. Przez długi czas Titiyo milczała, na scenę wracając dopiero pod koniec zeszłego roku. Tym razem jednak do studia nie weszła samotnie - wydany pod szyldem El Rojo Adios album to efekt współpracy Titiyo z Andreasem Söderströmem. Titiyo tym samym po raz kolejny zmieniła rodzaj wykonywanej przez siebie muzyki - album El Rojo Adios wypełniony jest utworami z gatunku alternatywnego popu, który brzmi jak z soundtracku amerykańskiego filmu drogi z lat '70. Płyta zdobyła bardzo pozytywne recenzje, jak to jednak bywa z ambitnymi projektami - sprzedaż nie szła w parze z oklaskami krytyków.




Warto zastanowić się, co sprawia, że Titiyo wciąż nie udało się zaistnieć na światowym rynku muzycznym? Dziewczyna, a może raczej kobieta, w końcu ma już na karku 46 lat, ma przyjemną barwę głosu, którym w dodatku potrafi się umiejętnie posługiwać, co udowadniają nagrania na żywo. Muzycznie porusza się po wielu gatunkach, choć ogólnie jej muzykę określić można jako przyjemny pop z wyższej półki. Wszystkie wydane przez Titiyo albumy cieszyły się przychylnymi recenzjami. Mimo to wokalistka wciąż pojawia się w mediach poza granicami Szwecji jedynie sporadycznie. Być może kolejny album będzie dla Titiyo przełomem, póki co nie wiadomo jednak kiedy i czy w ogóle zostanie on nagrany.