Siema 2017!
Wiecie, że na chillsoundzie wiele rzeczy jest na odwrót. Wrzucam tu muzykę, jakiej w większości przypadków nie usłyszycie w najpopularniejszych stacjach radiowych, używam białych liter na ciemnym tle, a zamiast pisać systematycznie - poruszam się po sinusoidzie pełnej okresów spamowania i okresów ciszy. Dlatego też zapewne Was nie zdziwi, że noworoczne życzenia składam na koniec stycznia, zamiast na jego początku. Także ten... no... wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i w ogóle w 2017 roku. Oby ten rok był lepszy od poprzedniego - a jeśli styczeń nie do końca na to wskazuje, zróbcie tak, jak ja i zacznijcie nowy rok od dziś.
Końcówka 2016 roku miała wyglądać zupełnie inaczej. Gdy w końcu, w grudniu, przysiadłem do bloga, na mojej skrzynce mailowej widniało nieco ponad 7000 nieprzeczytanych wiadomości. Postanowiłem sobie - a uparta ze mnie świnia - że do końca roku nadrobię wszelkie zaległości, przeczytam i odsłucham każdego maila, tak by mieć pełny, muzyczny obraz 2016 roku, a następnie - tak jak w pierwszym roku istnienia chillsounda, przygotuję dla Was zestawienie "Best of". Okazji do działania miało pojawić się kilka - świąteczna przerwa, kilka dni urlopu, itd. Rzecz jasna, takie założenie było całkowicie niemożliwe do zrealizowania, do czego doszedłbym, gdybym tylko wziął do ręki kalkulator - 7000 wiadomości to pewnie jakieś 6000 utworów (przyjmijmy, że pozostałe maile to spam). Na każdy z nich poświęcę przynajmniej minutę - samo ich odsłuchanie zajęłoby więc nieco ponad 4 doby nieustannej pracy, a do tego doliczyć trzeba czas na przygotowanie postów dla tych utworów, którymi chciałbym się z Wami podzielić. Jak widać, średnio rozgarnięta ameba doszłaby do tego, że taki plan nie ma sensu - no, ale ja skończyłem jedynie ekonomię, więc gdzie mi tam po drodze z kalkulatorem i obliczeniami...
Potem było już standardowo - 12 grudnia dotarło do mnie, że prędzej obejrzę wszystkie sezony Klanu, niż nadrobię zaległości. Zadziałałem więc tak, jak powinien każdy dojrzały, rozsądny facet - załamałem się porażką, obraziłem na bloga i stwierdziłem, że "ja już nie kcem". Problem pojawił się - jak zwykle - po ponad miesiącu, gdy obrzydzenie docierającym z radiowego głośnika Stressed Out (przy całym moim uwielbieniu dla Twenty One Pilots) sięgnęło zenitu. Tak więc zalogowałem się wczoraj na skrzynkę i ze łzami w oczach skasowałem 10 000 wiadomości, po czym odsłuchałem tę mizerną, styczniową resztkę, która pozostała.
A dziś? Dziś mam już dla Was kilka wyselekcjonowanych pereł, kończę więc smęcić i zabieram się za podrzucanie Wam tego, co najważniejsze.
Z pozdrowieniami i uśmiechem na mordzie ;)