wtorek, 25 lutego 2014

Naród wspaniały, tylko ludzie ku*wy, czyli Margaret - Wasted

chillsoundsgoodmusic
W tytule posta pozwoliłem sobie użyć słów wypowiedzianych niegdyś rzekomo przez marszałka Piłsudskiego, bo też żaden cytat lepiej nie zobrazuje tego, co chcę przekazać tym tekstem. Choć pewnie mógłbym też użyć nieco bardziej nowoczesnych określeń w stylu "Cebulandia" bądź też "Polaczkowatość"...

Zacznę jednak od początku - od kilku tygodni możemy w radiu usłyszeć niesamowicie przyjemny, popowy utwór, którego refren stanowi nieprzyzwoicie wbijający się w głowę i niechcący z niej przez długi czas wyjść hook. Muszę przyznać, że trochę opadła mi szczęka, gdy w końcu, po pewnym czasie zorientowałem się, że track ten wykonuje nie kto inny, jak nasza rodzima Margaret.

Uśmiechnąłem się pod nosem, bo też nie zwracałem wcześniej na nią jakiejś większej uwagi - ot, wyszedł jej zdecydowanie utwór "Thank You Very Much", któremu w sukcesie dopomógł też nieco na wyrost niegrzeczny teledysk, aczkolwiek późniejsze, choć również całkiem przyzwoite "Tell Me How Are Ya" furory już nie zrobiło. Dlatego też myślałem, że Małgorzatę Jamroży należy raczej stawiać w jednym rzędzie z innymi próbującymi śpiewać szafiarkami, których podstawowym zajęciem jest paradowanie w najnowszej kolekcji Hansa Klossa. Tymczasem Margaret wróciła z mocnym argumentem w postaci tracku "Wasted", którego pozytywne brzmienie nieodparcie kojarzyło mi się z przebojami Elizy Doolittle sprzed kilku lat. "Skinny Genes" czy "Pack Up" opierały się w końcu na podobnym motywie, łączącym klimaty retro z lekkim wydźwiękiem współczesnego popu.

Żeby ustrzec się przed ewentualnymi komentarzami - nie mówię, że "Wasted" to arcydzieło na miarę "Stairway To Heaven" jednak w zalewie tandetnego polskiego popu, stworzenie dobrej radiowej piosenki, która nie wywołuje we mnie chęci rzucania radiem o ścianę, to naprawdę nie lada wyzwanie.

Szybko powędrowałem więc na YouTube'a by zapoznać się z oficjalnym teledyskiem, przy okazji, jak to mam w zwyczaju, przeglądając również komentarze. Po chwili teledysk poszedł w odstawkę - komentarze sprawiły, że mina na długi czas mi zrzedła. Tu pora na krótkie wyjaśnienie - okazało się, o czym nie miałem pojęcia - że wspomniany przeze mnie hook, na który składa się proste i melodyjne "pa pa papara pa pa pa" wcale nie jest dziełem Margaret. Najbardziej znanym utworem, który go zawiera jest "Piosenka o sąsiedzie" Ireny Santor z 1968 roku, choć używała go m.in. również Shazza. Autorem muzyki jest natomiast jeszcze kto inny - mianowicie Rosjanin Borys Potiomkin. To oczywiście wystarczyło, by w komentarzach pod utworem wybuchł 'flame war', którego kilka przykładów przytoczę poniżej:






Od razu zadałem sobie pytanie: "Czy ja mieszkam w kraju debili?". Mógłbym jeszcze przyjąć, że po prostu do klawiatur dorwała się tzw. gimbaza, niestety od czasu integracji YouTube'a z portalem Google+ dość łatwo zidentyfikować użytkowników, co uświadomiło mnie, że ponad połowa autorów tych komentarzy jest starsza ode mnie.

Czy naprawdę pojęcia takie jak 'sampel', 'cover' czy 'wykorzystanie elementu utworu za zgodą prawną autora' są zupełnie nieznane? Nie uwierzę, że to zwykłe trollowanie, bo komentarzy w tym stylu jest od zatrzęsienia, a ja wybrałem tylko pierwsze z brzegu. Cholera, pomyślcie tylko, jak w takim razie musieli wku*wić się członkowie ABBY, jak Madonna splagiatowała ich w "Hung Up". Ile "sanofabiczy" musiało wyrwać się z ust Stinga i pozostałych członków The Police, gdy bezczelnego plagiatu dopuścił się Puff Daddy. Ba! Później tego samego dokonał jeszcze włoski zespół Karmah!

Czy ktoś naprawdę jest w stanie uwierzyć, że Margaret wraz ze swoim zapewne sporym sztabem producenckim, bez pozwolenia użyła znany podkład muzyczny? Nie chcę nawet mówić o tym, że jedynym elementem, który się powtarza, jest właśnie to "pa pa papara pa pa pa", w związku z czym posądzenie o plagiat świadczy moim zdaniem o dość zaawansowanym upośledzeniu umysłowym oskarżyciela.

Równie wkurzające jest nieustanne jęczenie, że Margaret śpiewa po angielsku - cholera, mówimy o dziewczynie, która ma jakieś tam ambicje na karierę poza granicami Polski, więc czego się tu czepiać? Tym bardziej, że jako jedna z niewielu ma naprawdę niezły akcent. Częste też jest przyczepianie się użytkowników do faktu, że teledysk to jedna wielka reklama - kurczę, chyba lepiej zrobić ciekawy klip, w którym dość zgrabnie zastosowano product placement, niż jechać po taniości i produkować shit, którego później nie da się nawet oglądać. Tym bardziej, że pomimo mojej nieznajomości kosmetyków, wikipedia zdradza, że akurat firma Revlon to raczej nie powód do wstydu.

Wydaje mi się, że powód tych narzekań jest prosty - typowa dla naszego kraju zawiść i mówiąc kolokwialnie, "ból dupy" o to, że komuś coś wyszło. Zamiast cieszyć się z tego, że w końcu ktoś systematycznie produkuje typowo radiowy pop na dobrym, europejskim poziomie, czepiamy się wszystkiego, czego tylko możemy się czepić. Specjalnie dla Was, kochani komentatorzy z YouTube'a, przygotowałem więc wiersz, na modłę Piłsudskiego:

"Taki los już tego kraju,
że najmilsze są w nim trupy,
może więc czas spojrzeć w lustro,
miast obrabiać innym dupy."

Pozostałym polecam natomiast przesłuchanie "Wasted" autorstwa Margaret, która w idealny sposób wykorzystała znany, klasyczny motyw i przeniosła go na nurt współczesnego popu.

6 komentarzy:

  1. Co z tego, że miała zgodę.
    Fakt pozostaje faktem - współczesne pop gwiazdeczki i pop wytwórnie, zwłaszcza polskie, nie mają pomysłów, więc żebrzą o stare dobre numery.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przecież ona nie ma nic swojego. Same covery.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam się całkowicie zgadzam z tym postem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie - nawet nie wiedziałem, że ktoś jeszcze do tych starych postów zagląda. A czas pokazał, że Margaret ma chyba jednak nieco więcej dobrego popu w zanadrzu ;)

      Usuń
  5. Jak czytam takie komentarze "wybitnych jednostek" (o których mowa artykule) to zaczynam się zastanawiać czy dla tego narodu jest jeszcze nadzieja... Wszędzie pełno "hejtu" jakie to nasze krajowe zaplecze artystyczne jest do d...y i narzekanie że za granicą mają a my nie. I tu wychodzi najistotniejsza różnica : my "dusimy w zarodku" każdy przejaw sztuki, a oni tworzą "hype" wokół swoich artystów. Zresztą niema co więcej się wypowiadać wszystko doskonale obrazuje tytuł tego artykułu. Brawo dla autora ponieważ dotknął kwintesencji naszego narodu- "BÓL........."

    OdpowiedzUsuń